Dębek: Wrocław 2020: sny sprawiły byś pamiętał
Przecierając oczy
Tak zdumiewającego dokumentu tej rangi jeszcze nie czytałem. Są tu olbrzymie myśli, rezonujące niczym mowy Cycerona i zawołania Martina Luther Kinga; są też krótkie, oderwane od kontekstu frazy przypominające fragmentaryczne przemyślenia miłośników Janusza Korwin-Mikkego; są w końcu odwołania do popularnych mądrości w rodzaju bon-motów Kisiela oraz bliżej nieokreślonych „zasad” rządzących światem. Wszystko to, co jakiś czas, jest splatane losowymi odwołaniami do Jana Pawła II, a czasem i okraszone papieskim cytatem.
Przede wszystkim jednak nie wiadomo czym właściwie jest „Wrocław 2020”. Autorzy informują czytelników, że dokument ten nie deklaruje priorytetów i nie stara się wyznaczać zadań do wykonania. Koncentruje się na opisaniu pożądanych zmian cywilizacyjnych poprzez wskazanie kierunków, w których Wrocław powinien się zmieniać. Zatem wygląda na to, że jest to oficjalny zapis swobodnego fantazjowania kilku mężczyzn o mieście ich marzeń, z niejasnych powodów mający rangę strategii.
Tymczasem nawet trójkowy student zarządzania wie, że strategia oznacza podejmowanie długofalowych decyzji, ważnych wyborów, które mają zasadnicze konsekwencje dla funkcjonowania opracowywanej organizacji. Co więcej, decyzje takie są z reguły kosztowne i wywołują łańcuch (najczęściej trudno odwracalnych) działań taktycznych. Gdzieś tam najwidoczniej zrozumieli to także autorzy „Wrocławia 2020”, bo kilka stron dalej – w części dotyczącej metodologii – przyznali jednak niechętnie, że: strategia miasta przesądza, jakie postulaty należy wspierać, a jakie odłożyć w czasie lub wręcz zignorować.
Hej, w krainę niby-niby!
O czym fantazjowali autorzy? Co chcieli wspierać, jaką rzeczywistością uraczyć wrocławian? Wszystko, co pojawia się w tym tekście kursywą, to dosłowne, wybrane zapisy z „Wrocławia 2020”. Redagowałem je wyłącznie gramatycznie, aby pasowały do wywodu.
Przede wszystkim w odczuciu autorów często wysuwany postulat podnoszenia jakości życia jest słuszny, ale niezbyt jasny. Mimo że na świecie istnieją setki opracowań dotyczących tej tematyki, w których łatwo znaleźć wskaźniki jakości życia w mieście. Wystarczy spojrzeć jakie kryteria w tym obszarze przyjmuje na przykład Mercer – globalna firma konsultingowa opracowująca rankingi jakości życia w miastach poważane w cywilizowanym świecie. Wiadomo, że jakość życia w mieście zależy od jego sytuacji politycznej, poziomu przestępczości, sytuacji ekonomicznej, dostępności mediów, cenzury (nie tylko formalnej), ograniczeń wolności osobistych, ochrony zdrowia, jakości środowiska, czystości powietrza, szkolnictwa, dostępu do rozrywek i rekreacji i wielu innych – świetnie dziś znanych oraz mierzalnych empirycznie – czynników.
Może gdyby wrocławscy… stratedzy zaczerpnęli z tej powszechnie dostępnej wiedzy Wrocław nie plasowałby się dziś, pod względem jakości życia, na pozycji 100. z 231 badanych miast świata i 46. z 56 w Europie. Obok nas jest dziś bowiem Bukareszt, Sofia, Zagrzeb i Ryga. Tymczasem lepiej żyje się ludziom w Santiago de Chile, w Panamie i na Guadelupie. Mamy niższą (i spadającą) jakość życia niż średnia w polskich metropoliach. A od miast Europy Zachodniej dzieli nas po prostu przepaść.
Mimo że bardzo lubimy w Polsce (i we Wrocławiu szczególnie) wskaźniki „twarde”, ekonomiczne, to na tym polu Wrocław w świecie też nie błyszczy. Nasze miasto nie istnieje wśród trzydziestu europejskich miast najbardziej atrakcyjnych z punktu widzenia inwestorów. Pierwsze dziesięć pozycji otwiera Berlin, z którym podobno mamy mieć jakieś szczególne, choć tajemnicze, relacje.
Pouczyli czytelników autorzy, że nie wszystkie decyzje powinny zakładać „dalszy pomyślny rozwój”. W wielu obszarach funkcjonowania miasta pomyślna przyszłość wymaga kreatywnej destrukcji dziś. Do tego rodzaju zniszczenia chyba jeszcze w mieście nie doszło, ale na twórcze dewastacje poczekajmy jeszcze rok, może dwa. Szczególnie, że załoga miasta, które chce z powodzeniem żeglować po burzliwych falach koniunktury musi być zarazem kompetentna i solidarna, a tych charakterystyk wrocławskiej załodze przecież nigdy nie brakowało.
Misja
Budujemy miasto z klasą, wyróżniające się oryginalną i pozytywną tożsamością i wysoką jakością wielkomiejskiego życia. Mimo że nie jest dla nas jasne, czym ta wysoka jakość życia jest. No i budujemy, budujemy, a wspomnianej oryginalnej tożsamości miasta dotychczas nie widać (przynajmniej w badaniach społecznych). Może za dwa lata…? Jest czas.
Tworzymy miasto atrakcyjne i życzliwe dla swoich i dla przyjezdnych, twierdzą autorzy. Rozwijamy miasto odważne i odpowiedzialne, świadomie i zdecydowanie odpowiadające na wyzwania przyszłości – miasto, od którego warto się uczyć. Bardzo nam, wrocławianom, miło. Nie jesteśmy jednak pewni, w czym ta odwaga i odpowiedzialność się przejawia? Na które wyzwania przyszłości Wrocław odpowiada szczególnie świadomie i zdecydowanie? Które europejskie miasta chcą się dziś od nas uczyć? I czego, konkretnie?
Jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych?
Wśród 366 wskazań strategicznych (?!) znalazłem kilkadziesiąt szczególnie ciekawych. Być może pamiętacie reklamy jednego z banków z serii „muzeum niezrealizowanych marzeń”? Zamiast kupować zdjęcia Marylin Monroe za 6,5 miliona, albo za 10 milionów budować przejście dla pieszych, powinniśmy zbudować dokładnie takie muzeum. Fantazje autorów „Wrocławia 2020” wypełniłyby je szczelnie i zapewniły miastu sławę większą, niż – skądinąd nietania – promocja w ramach ESK 2016, czy nawet droga rzeźba na Wyspie Daliowej. Co więcej, zrealizowalibyśmy myśl Jana Pawła II, który – wedle strategicznych marzycieli – oznajmił Wrocławiowi jego misję, nakazywał też wychodzenie w świat z ideami.
Tymczasem zapraszam w malowniczą podróż wśród meandrów marzeń wrocławskich strategów już dziś. Uwierzcie – wytrwałość będzie nagrodzona.
Ludzie
We Wrocławiu 2020 będziemy mieli do czynienia z holistyczną polityką zdrowotną. (…) jak najwięcej dobra za dostępne środki, ze szczególnym naciskiem na sprzyjające zdrowiu działania zapobiegawcze. Już dziś widać, że wszystko zmierza w tę stronę, prawda? Jest i konkret – Wrocław w ostatnich latach doświadczał przecież usprawnienia i uelastycznienia organizacji służby zdrowia, zwłaszcza w zakresie dostępu do profesjonalnej opieki medycznej w nagłych przypadkach i w sytuacjach katastrof. Strach jednak myśleć serio, co by było w przypadku katastrof, bo gdy moja córka w czerwcu złamała nogę, to termin wizyty u ortopedy we wrocławskiej publicznej służbie zdrowia wyznaczono jej na październik. Z socjalistycznych lat 80., na długo przed śmiałymi strategiami i nowoczesnymi wizjami pamiętam, że gdy złamałem kończynę, to zostałem zaopatrzony natychmiast. Wstępnie przez szkolną higienistkę, a następnie w szpitalu.
No, ale autorzy dokumentu wyraźnie twierdzą, że należy zamknąć szybko i definitywnie etap wyzbywania się resztek po socjalizmie,aktywa gospodarcze w dyspozycji Miasta uwolnić dla rynku. Dlatego jasne jest, że jak sobie dziewczynka złamała nogę, to rodziców ma być stać na prywatną opiekę medyczną (oprócz obligatoryjnego ubezpieczenia państwowego). Wówczas jest opatrywana wolnorynkowo po godzinie. W złym socjalizmie, aby być natychmiast opatrzonym, można było być biednym.
Kształtowanie przestrzeni publicznej pod kątem potrzeb osób niepełnosprawnych, w tym osób w podeszłym wieku i małych dzieci uważam za jeden z bardziej istotnych omawianych tu postulatów-marzeń-fantazji. Szczególnie, że jesteśmy miastem ludzi starszych niż w wielu konkurencyjnych ośrodkach. Realizację tej miejskiej wizji w praktyce dobrze obrazują wrocławskie chodniki wciąż wyglądające w wielu miejscach jak tuż po wojnie, olbrzymie krawężniki, wszechobecna wyjątkowo niewygodna kostka brukowa i – last but not least – Wydział Architektury (!) Politechniki Wrocławskiej, całkowicie niedostępny dla osób niepełnosprawnych. Są jeszcze szpitale, do których nie dociera komunikacja zbiorowa, za to z parkingami kosztującymi tyle, co w centrum bliskiego nam w marzeniach Berlina. A co zrobiono dla małych dzieci? Publiczne, miejskie miejsca gdzie można im wygodnie zmienić pieluchę? Miejskie toalety przy placach zabaw? Jak miasto dba o rodziców z dziećmi?
Wśród postulatów związanych z zasobami ludzkimi autorzy puścili wodzę fantazji w sposób szczególny. Zaproponowali bowiem systematyczne wdrażanie nawyków schludności. To niezwykle interesujący kierunek strategiczny. Być może jeden z tych, które tak chętnie naśladują inne miasta widząc we Wrocławiu lidera współczesnego świata. Ciekawe, w jaki sposób postulat ten był realizowany i jakie są rezultaty tych „wdrożeń nawyków”?
Bezpieczeństwo
Fantazjujący panowie zaproponowali miastu pozyskiwanie wsparcia obywateli dla działań policji i straży miejskiej. To szczytny postulat. Taki amerykański; skandynawski wręcz. Ale czy ktoś dotychczas widział takie pozyskiwane? A może wrocławianie już dziś z radością, i w poczuciu obywatelskiego obowiązku, wspierają wrocławską policję i straż miejską?
We Wrocławiu od dziesięciu lat powinno się także odbywać skuteczne ograniczanie zakresu oddziaływań nowych patologii, takich jak: narkotyki, przestępczość szkolna, ryzykowne style życia; terror prawny (m.in. fiskalny, pułapki kredytowe, egzekucja długów); roszczeniowe pieniactwo (żerowanie na zaufaniu publicznym); anarchia subkulturowa; terroryzm. Pomijając, że postulat ten wygląda jakby sfrunął z generatora domyślnych polityk miejskich, to skoro już się tu znalazł warto zapytać: jak skutecznie udało się ograniczać wspomniane patologie, anarchię subkulturową – czymkolwiek miałby ona być – i terror prawny? Czy urzędnicy miejscy są w ogóle świadomi, że mieli dotychczas takie zadania?
Kolejnym marzeniem panów było budowanie świadomości zagrożeń i struktur współdziałania mieszkańców w sytuacjach ekstremalnych. Widzimy w mieście, co prawda, skuteczne budowanie struktur „dyskutujących o dyskusjach”, i ma to oczywiście znaczenie dla rozwoju demokracji lokalnej. Niemniej koła dyskusyjne nie mają żadnego sensu i efektywności w sytuacjach ekstremalnych. Co zrobiono w sprawie budowania potencjału realnego współdziałania mieszkańców, w naprawdę trudnych sytuacjach, wymagających prawdziwych działań tu i teraz?
W tej kategorii mieszczą się też – o dziwo! – fantazje socjalistyczne: udzielanie pomocy próbującym wyrywać się z beznadziei, mobilizowanie do działań opiekuńczych jak najszerszych rzesz mieszkańców, zlikwidowanie anachronicznych form własności mieszkań i związanych z nimi przywilejów, stworzenie systemu kompleksowej oferty mieszkań o różnym standardzie i lokalizacji możliwych do pozyskania od ręki, a także uruchomienie w porozumieniu z wyższymi uczelniami programu pilotażowego Mieszkanie dla Absolwenta. Znam wrocławian, którzy naprawdę czekają na realizację podobnych postulatów. Czy doczekają?
Edukacja
W tym obszarze marzyciele byli wyjątkowo progresywni, a nawet radykalni. Otwarcie się szkoły na bogactwo i różnorodność natury ludzkiej to pierwszy niebezpieczny postulat, który jakimś cudem przemknął w dokumencie unikając cenzury; co prawda pozostał ładną ozdobą, jednak warto docenić odwagę kogoś, kto miał czelność napisać coś takiego w oficjalnym dokumencie silnie konserwatywnego miasta.
Wyścig szczurów, czymkolwiek jest i jakkolwiek rezonuje we wrocławskich szkołach, powinien się do 2020 roku co najmniej ograniczyć. Autorzy stawiają bowiem sprawę jasno: uczciwa szkoła. (…) Koniec pochlebstw, wyścigu szczurów, gry pozorów i niezasłużonych promocji to istotne cele strategiczne dla naszego miasta.
Praca
Rafał Dutkiewicz, Grzegorz Roman, Jan Waszkiewicz, Adam Grehl, Dawid Jackiewicz, oraz Andrzej Łoś w polityce gospodarczej miasta cenią czyste zasady gry. Zapisali, że priorytetowe jest we Wrocławiu przeciwdziałanie tworzeniu się lokalnych układów monopolistycznych, zwłaszcza takich, które mogłyby bazować na miejskich zamówieniach.
Stratedzy wyrażali też sceptycyzm wobec ambicji „zaistnienia” w czołowych sektorach gospodarki. Sceptycyzm ten przełożył się zresztą na rzeczywistość. Faktycznie, przez ostatnie kilkanaście lat Wrocław nie zaistniał w sposób istotny w czołowych sektorach gospodarki. No chyba, że za czołowy sektor uznamy już pokornie outsourcing rozmaitych usług, które wykonujemy tu za połowę ich zachodnioeuropejskiej wartości dla międzynarodowych potentatów. W tym „departamencie” jesteśmy jednym z dumnych liderów, tuż za Krakowem.
Autorzy strategii zdawali się jednak wiedzieć, że „w którymś kościele dzwonią”, bo marzyli o mieście rzeczywiście prężnym, nowoczesnym i promieniującym ideami. Stwierdzili, że korporacyjne zakorzenienie objawia się lokalizacją funkcji innowacyjnych i marketingu. Miasto musi o nie zabiegać. I to jest prawda najprawdziwsza. Zatem ile działów B+R, albo marketingu szczebla centralnego, należących do międzynarodowych korporacji zlokalizowano we wrocławskich „mikro-Mordorach” w ostatnich dziesięciu latach?
Zauważyli też stratedzy istotność partnerów lokalnych. We Wrocławiu funkcjonują znaczące firmy o lokalnym rodowodzie, wiążące swoją przyszłość z pomyślnością Miasta. To partnerzy strategiczni, których zaangażowanie na rzecz Miasta należy podtrzymywać. Niestety nie sprecyzowali o jakie znaczące firmy chodzi. Jeśli Wrocław rzeczywiście słynie z czegoś na świecie, to są to światowego formatu gry komputerowe, które od lat produkuje tu rodzimy Techland. I to prawdopodobnie tylko dlatego, że nie mają z tym nic wspólnego politycy.
Bardzo słusznie wskazali marzyciele, że potrzebny jest umiar w szafowaniu przywilejami dla nowych inwestorów. W kolejnej fazie rozwoju ważniejsze będą subtelne preferencje dla już zakorzenionych. Przy czym szczególnym wyrazem wdrażania tej wytycznej strategicznej była gwałtowna propozycja Prezydenta Miasta w 2015 roku: wdrożenie Legnickiej Strefy Ekonomicznej przy wrocławskim placu Dominikańskim, aby szwajcarski bank mógł tu otworzyć fermę usług. Jak to modnie mówią – nearshoring. Jakie jeszcze przykłady umiaru w szafowaniu przywilejami znajdujemy w dzisiejszym Wrocławiu?
Samorealizacja (w miejskich gangach?)
Rodzimi marzyciele pokazali się tu radykalnie i republikańsko niczym Rudy Giuliani. Wrocław ma za zadanie stwarzanie młodzieży okazji do rozwijania cnót rozwagi i odwagi, odpowiedzialności i zdolności do ponoszenia ryzyka. Ma być atrakcyjniej niż w gangu. Tak napisali. Skoro tak, to pytam: czy nasza dzisiejsza, wrocławska młodzież jest bardziej cnotliwa, rozważna, odważna i zdolna do ponoszenia ryzyk niż dziesięć lat temu? Czy dzisiejsi młodzi dorośli, będący formowaną młodzieżą w czasie obowiązywania strategii Wrocław 2020, są rozważni i cnotliwi bardziej, niż mieszkańcy innych miast polski, Europy, świata? Czy nasze gangi, z którymi – jak wiadomo – borykamy się tu od dziesięcioleci, utraciły wreszcie swą atrakcyjność w oczach młodych?
Kilka akapitów wcześniej byli w bardziej poetyckim nastroju stawiając na ukazywanie wielości możliwych sposobów realizacji potencjału człowieczeństwa: od efektownych sukcesów, przez satysfakcje z solidnej pracy, do wzruszeń nagradzających dobre uczynki. Nie wiem jak Czytelnicy, ale ja co dzień czuję jak miasto ukazuje mi potencjały człowieczeństwa i z tygodnia na tydzień dostarcza wzruszeń związanych z dobrymi uczynkami. Taki właśnie jest mój Wrocław – rozumny, bogaty duchowo, nieco protestancki – i, mimo swej neoliberalnej maski, silnie przecież empatyczny. Codziennie też nasze miasto wyzwala ludzi spętanych poczuciem beznadziejności i całunem opieki społecznej (tak – dosłownie tak to ujęli miejscy fantaści). Włącza ich do współudziału w ważnych i interesujących procesach. Nie uraża mnie nawet atmosfera życzliwości dla twórczych poszukiwań w różnych dziedzinach z wyjątkiem – ograniczonego chyba przez cenzurę – nowatorstwa aksjologicznego.
Wspólnoty
Tu czeka czytelnika ciekawostka. Marzyciele zaproponowali, aby w latach 2007-2020 nastąpiło uwłaszczenie wrocławian na użytkowanych przez nich mieszkaniach i lokalach. Nie byłoby w tym nic dziwnego w konserwatywnym mieście, gdyby nie uzasadnienie. Oto bowiem stratedzy dowodzą, że własność to czynnik najbardziej sprzyjający transformacjom mieszkańców w obywateli. To bardzo śmiała teza, o której na pewno nie wiedzą choćby Niemcy, Szwedzi albo inni zachodni Europejczycy. W Polsce mieszkania wynajmuje ok. 2,5% społeczeństwa, a reszta święcie posiada. W Europie Zachodniej wynajmuje się do 50% mieszkań. Widać przy tym, jak bardzo brakuje ducha obywatelskiego nieposiadającym Europejczykom z Zachodu, a jak silny jest tenże duch u nas – twardych posiadaczy.
Uważny czytelnik znajdzie tu także jedno z najpiękniejszych – oprócz całunu opieki społecznej – zdań tego dokumentu. Wedle autorów należy zjednoczyć grono uznanych autorytetów wrocławian (Metropolita, Prezydent, Marszałek, Wojewoda, Przewodniczący Kolegium Rektorów itd.) w misji strażników wartości i dysponentów uznania społecznego.
Rodziny
Oto specjalny dział muzeum niezrealizowanych marzeń. To miejsce, gdzie konserwatywny neoliberalizm strategów w magiczny sposób doświadcza olśnienia welfare state w skandynawskim stylu. Znajdujemy tu tani, sieciowy system dorywczej opieki nad dziećmi (na wypadek choroby czy delegacji rodziców). Jak wiemy, system ten od dawna świetnie działa w naszym mieście! Jest też kreowanie w tymże systemie miejsc pracy, również dla młodych matek i energicznych babć. Podobny system obsługi stworzony dla osób w podeszłym wieku i niedomagających. Zrozumieli też autorzy, że należy przeciwdziałać procesom segmentacji miasta przez niby-sąsiedztwa strzeżonych osiedli. Jest także mowa o lewicowym utrzymaniu prymatu dobra wspólnego nad partykularnym. I znów wiadomo: miasto zrobiło w ostatnich latach bardzo wiele, aby zrealizować te – skądinąd rozsądne i współczesne – postulaty.
Romans z progresją nie trwał jednak długo, bo już kilka akapitów dalej marzenia wracają na prawidłowe tory, w których fantazjujący widzą konieczność jasnych sygnałów, kto tu rządzi. Wydzielenie i decentralizacja środków na zwalczanie przyczyn i szybkie usuwanie skutków osiedlowego wandalizmu. W celu wzmocnienia mocnych sygnałów o porządku i hierarchii w mieście ważne jest też zadbanie o kompatybilność struktur osiedlowych z parafialnymi.
Kultura
Dotychczas nie mieliśmy we Wrocławiu dystansu wobec plebejskiej reklamy i nachalnego handlu. Marzyciele fantazjowali, aby od 2007 wykazywać dystans kulturowy wobec „wrzasku” marketingowego. Zachwyciliśmy się więc w mieście atrakcyjnością skandynawskich wzorców powściągliwości. Tworzyliśmy tu miejsce dla zdziwienia, namysłu i refleksji. Stworzyliśmy magnes dla VIP-ów i przedstawicieli zagranicznego biznesu, bo Wrocław jawi im się jako ekspozytura międzynarodowych standardów oraz lokalny urok w ekskluzywnym wydaniu. Nieprawdaż?
Pamiętali przy tym marzyciele, że Wrocław ma być miejscem nie tylko na pokaz (super imprezy), ale przede wszystkim miastem do życia, dostarczającym codziennych pokus, żeby wyjść z domu. Fakt, tyle kultury dzieje się w naszym mieście dzień po dniu, że pokusy stają się wręcz nie do odparcia.
Samorządność
Nasi lokalni stratedzy teatr swój widzą ogromny i nowoczesny. Ponad dziesięć lat temu zapisali, że potrzebna jest dywersyfikacja zarządzania miastem poprzez zwiększanie uprawnień osiedli które stanowiły kiedyś oddzielne jednostki administracyjne i samorządowe i nadal zachowują autonomiczny charakter. Wiedzą, że trzeba, aby uzyskiwały one autonomię zbliżoną do podmiotowości miejscowości satelitarnych. Podobny postulat – indywidualizacja zarządzania – wzmocnienie roli samorządów osiedlowych – pojawia się także dalej, w rozdziale dotyczącym przestrzeni. Równie zbliżony – rolę rad osiedlowych w wysoko zurbanizowanych obszarach należy przedefiniować tak, aby mogły się skoncentrować na rozwijaniu kapitału społecznego wspólnot lokalnych – pod koniec dokumentu, w rozdziale o samorządzie. Ktoś złośliwy mógłby napisać ironicznie: właśnie to działo się na naszych oczach w ostatnich latach!
Wyobrażali sobie panowie autorzy rozszerzenie systemu komunikacji publicznej na miejscowości aglomeracji. Szybkie linie tramwajowe i kolej aglomeracyjną. Skojarzone dojazdy do pracy. Myśleli o konieczności tworzenia wspólnych planów działania z miejscowościami o walorach komplementarnych wobec Wrocławia, w czym pomóc miał projekt szybkiej kolei regionalnej, zabezpieczającej regularne dojazdy do (i z) Wrocławia na głównych kierunkach, udostępniającej walory miasta mieszkańcom regionu (i na odwrót).
Aby to wszystko koordynować wymyślili marzyciele przekształcenie Biura Rozwoju Wrocławia w jednostkę pracującą na rzecz rozwoju całej aglomeracji i przygotowanie kolejnej Strategii Wrocławia jako strategii aglomeracyjnej. To tym bardziej ciekawe, że akurat jesteśmy w przededniu uchwalenia strategii Wrocław 2030; w jej projekcie nie ma o tym ani słowa.
Europejskość i globalność
Przestrzeń
Rozdział zawierający fantazje o wrocławskim planowaniu przestrzennym nadaje się do naszego nowego muzeum w całości. Są tu postulaty w oczywisty sposób niezerealizowane (zahamowanie procesów rozpełzania się miasta, które w obecnej sytuacji demograficznej grożą wyludnieniem Miasta), zupełnie absurdalne w zakładanym horyzoncie czasowym (eliminacja wielkiej płyty ze ścisłego centrum miasta) oraz kosmiczne (Bezpretensjonalna refleksja nad ludzkim losem. Akcenty ciepła i humoru).
Marzenia o dobrej przestrzeni miejskiej snuły się w głowach strategów wokół Odry, która miała być głównym walorem krajobrazowym Wrocławia. Miała być integracja miasta wzdłuż Odry. Wyeksponowanie nabrzeży i nurtu rzeki w całym jej biegu na terenie miasta. Jest wizja zrastania się Wrocławia z Odrą. Zwrócenie się Miasta twarzą do rzeki. Odry jako głównego „deptaka”, sceny i areny sportowej Wrocławia. Jest wreszcie cel dekady: kąpiele w Odrze (!).
Wrocław w oczach naszych strategów jest przy tym jak amerykańska preria tuż po ludobójstwie Indian. Panowie piszą bowiem dosłownie tak – rezerwaty dla ludzi. Więcej miejsc magnetycznych, takich jak Rynek, gdzie można spokojnie spacerować i rozmawiać – w innych miejscach rządzą samochody. Chciałoby się zakrzyknąć: stop dopalaczom!!!
Na szczęście fantaści zdołali chyba samodzielnie wydobyć swoje umysły z trudnych stanów. Kilka akapitów dalej napisali bowiem, że marzą o miękkiej eliminacji samochodów osobowych z centrum miasta, licznych strefach pieszych oraz eliminacji parkowania na chodnikach. Chcieli także wdrożyć zaporowe ceny na parkingach wewnętrznych, i ten akurat postulat jest jednym z nielicznych zrealizowanych przez władze naszego miasta.
Dalej są już fantazje popuszczone swobodnie – szybka kolej miejska i regionalna, integracja kolei z komunikacją publiczną Wrocławia, autobusy elektryczne i hybrydowe, gondole wodne i napowietrzne (może pojazdy typu „Ginger”), strzeżone parkingi rowerowe w węzłach komunikacyjnych i nie tylko… bo jest też powszechny dostęp dzieci i młodzieży do pływania (baseny przyszkolne) i sportów zimowych (naśnieżane tory saneczkowe i sztuczne lodowiska). Tak, taki widzę nasz Wrocław już za trzy lata.
A propos dzieci – wizjonerzy podzielili się z Czytelnikami świadomością, że dzieci muszą się wybawić, młodzi muszą się wyszumieć, dorośli muszą się zrelaksować, starzy muszą odpocząć. Miasto musi spełniać te potrzeby – możliwie bezkolizyjnie. Dlatego, między innymi, proponują inżynierię behawioralną godną Burrhusa Skinnera. Panowie postanowili zaproponować nam miejskie atrakcje na każdy wieczór, którymi wykształcą we wrocławianach odruch pójścia na spektakl, koncert, wystawę, zawody sportowe. Ten wdrukowany nam przez strategów odruch musi być możliwy do zaspokojenia prawie każdego dnia. Natomiast jak już wszyscy się odruchowo wyszumimy, marzyciele proponują pogłębianie dialogu międzypokoleniowego wraz z otwarciem pokolenia głównych beneficjentów transformacji na argumenty osób starszych i młodzieży.
Samorząd
Każdy łagodny policjant ma swoje twarde alter-ego. Władza musi być życzliwa, ale stanowcza, piszą nasi stratedzy. Władza musi być ufna, ale pamiętliwa. I tak, przy końcu, zrobiło się sycylijsko-neapolitańsko. Przyznaję, że kiedy pisałem ten tekst to to zdanie, jak żadne inne, skłoniło mnie do osobliwej zadumy. Wstępnie zarysowane mroczne chmury nie przysłaniają jednak następujących przemyśleń o pogodnych horyzontach samorządowców.
Znajdujemy tu wspominki, że prawdziwy rozwój ma charakter innowacyjny. Imitując, można zmniejszać zapóźnienie, ale nigdy się go w ten sposób nie zlikwiduje. Pewnie dlatego od lat niczego we Wrocławiu nie imitujemy i poważnie stawiamy na innowacje. Jest też rozsądna myśl o funduszach europejskich jako rozwiązaniu przejściowym, ułatwiającym stawanie na własnych nogach. Stąd marzenie o tym, że w perspektywie 2020 roku rozwój Miasta musi być finansowany głównie z własnych środków.
Nie mamy się czym martwić, bo Wrocław 2020 to miasto z ludzką twarzą. Respekt dla zasłużonych. Szacunek dla zaradnych. Obrona pokrzywdzonych. Pomoc dla potrzebujących. Miasto życzliwe i uczciwe. Autorytet i dostępność władzy. Zachowanie czołowych urzędników miejskich wzorem do naśladowania (dobroczynność, ekologia, kultura, zdrowy i aktywny tryb życia). Zachowałem cały ten wywód w oryginale.
Bardzo ucieszyłem się, gdy przeczytałem, że strategom zamarzył się sprawny i merytoryczny system kontroli, wiążący ocenę jednostek organizacyjnych i pracowników gminy z efektywnością ich działania i odzewem społecznym. Pomyślałem, że skoro tak, to niniejszy tekst nie zostanie z pewnością przez Autorów potraktowany wrogo, a raczej po prostu jako odzew społeczny wobec ich marzeń. Zwłaszcza, że w monitoringu strategii powinny brać udział nie tylko władze Miasta, ale też niezależni eksperci, media, a przede wszystkim opinia publiczna. Z zauważonych rozbieżności należy wyciągać wnioski prowadzące albo do modyfikacji działań, albo do modyfikacji Strategii. Autorzy wiedzieli też, że monitorowanie Strategii musi polegać na bieżącej i prowadzonej z wielu punktów widzenia analizie, czy i w jakim stopniu rozwój sytuacji w Mieście jest zbieżny ze wskazaniami Strategii.
Z nieznanych powodów nie powołano natomiast Rzecznika Strategii w gronie doradców Prezydenta Wrocławia. Szkoda, bo w zamyśle marzycieli Powinien on oceniać zgodność ze Strategią wskazanych przez Prezydenta projektów i przygotowywać dla Prezydenta raporty o stanie realizacji Strategii. Do jego obowiązków powinno też należeć stymulowanie debaty nad strategicznymi problemami Miasta i zbieranie wniosków w sprawie modyfikacji Strategii. Jestem przekonany, że gdyby funkcjonował taki Rzecznik, to świat w przededniu zapadalności strategii byłby zupełnie inny.
*
Stratedzy pouczyli czytelników w ostatnich akapitach, że rozliczanie realizacji Strategii poprzez z góry określone wskaźniki sukcesu mija się z logiką zarządzania długookresowego. Dlatego po prostu ich nie zaproponowali. Zatem jedyne, co nam pozostało to nieukierunkowana zaduma nad ich marzeniami i fantazjami, do czego gorąco Czytelników zachęcam.
W omówieniu pominąłem quasi-analizę potencjału atrakcyjności Wrocławia ze stron 13-16 tego dokumentu. Obawiam się, że gdybym wyjawił swoją na ten temat opinię, zostałbym przez władze miasta skazany na banicję. Bo – jak pamiętamy z dokumentu – nasi marzyciele mają tęsknoty do pokazywania kto tu rządzi, a władza ma być pamiętliwa.
Cytowani powyżej obficie ojcowie marzyciele zapisali ponad dziesięć lat temu, że dziś nie da się już wiele poprawić bez naruszania czyichś interesów. Wymaga to odwagi i determinacji władz. Przypomnieli też, że warunkiem rozwoju miasta jest opanowanie umiejętności przeprowadzania niepopularnych zmian w interesie publicznym.
Czy znajdą się we Wrocławiu władze na tyle odważne i zdeterminowane, żeby wziąć odpowiedzialność za rzeczywisty rozwój tego miasta, na poważnie? Czy raczej nowa strategia, za kolejne 10 lat, zasili nasze nowopowstałe muzeum niezrealizowanych marzeń kolejnym workiem osobliwości?
* *
P.S. W dokumencie zapisano – o dziwo – konkretne projekty do realizacji: „Pospolite Ruszenie”, „Miejski Bank Informacji o Karierach Wrocławian”, „Wrocławska Oferta dla Młodych Talentów”, „Nasze Zwierzęta Nikomu Nie Wadzą.”, „Inkubator Kultury Pokolenia JPII”, „Autostrada Nowych Technologii (Wrocław–Katowice–Kraków)”, „Ogród w Mieście”. O realizacji któregokolwiek z nich nie słyszałem ani ja, ani pan Google.
* * *
Fotografia tytułowa: „Childhood Dream”, autor: Ali Sabbagh, CC0 1.0 Universal (CC0 1.0) Public Domain Dedication.
Dla masochistów i niedowierzających – pełna wersja oryginału omawianego dokumentu jest tu.
Jako uzupełnienie tekstu: http://tumw.pl/dlaczego-nie-rozwijamy-sie-wedlug-strategii/.