Spektakl o mądrym mieście [cz. 2]
Spektakl o mądrym mieście
Część 2
Mądrość modernizmu
Mądre może oznaczać miasto kumulujące dużą wiedzę i doświadczenie, by następnie je wykorzystać do radzenia sobie z rozmaitymi wyzwaniami. Mądre miasto może być też swobodnym tłumaczeniem modnego anglosaskiego terminu smart city oznaczającego miasto nowoczesne, gdzie priorytetyzuje się jakość życia mieszkańców.
Zobacz pierwszą część artykułu.
Niezależnie od oceny konkretnych przypadków architektury i urbanistyki modernistycznej, jedno jest pewne: wraz z nimi do XIX wiecznych miast rzeczywiście wtargnęły na wielką skalę – ku zdrowiu i szczęściu ludzkości – słońce, przestrzeń i przyroda. Jeśli szukasz dowodów, odwiedź klasyczne założenia modernistyczne we Wrocławiu; szczególnie te wzniesione na południu miasta – na obszarze przypominającym w latach 1945-1955, ze względu na bezmiar wojennych zniszczeń, najpierw gigantyczne rumowisko, a następnie apokaliptyczną pustynię.
Na południu Wrocławia modernistyczni urbaniści mogli bez przeszkód realizować kompleksowe wizje socjalistycznego miasta przyszłości; wykorzystali tę szansę pokazując światu w pełni (centralnie planowaną) praktykę budowania miast wynikającą z teorii CIAM. Tam właśnie znajdziesz chyba wszelkie ekspresje i warianty realizacji postulatów Karty Ateńskiej oraz mnogość charakterystycznych dla nurtu układów zabudowy: grzebieniowy (np. przy ul. Grabiszyńskiej między pl. Srebrnym a ul. Stalową, przy Gajowickiej i Grochowej), liniowy (np. przy ul. Bzowej, Komandorskiej, Ślicznej), blokowy (np. przy ul. Wieczystej między ulicami Kamienną i Śliczną), gniazdowy (np. przy ul. Kamiennej, między Rondem Powstańców. Śl. a Drukarską, a także przy Sokolej i wielu innych miejscach), a nawet – najbardziej chyba ryzykowny z perspektywy potrzeb mieszkańców – meandrowy (np. osiedle Gaj, szczególnie przy ul. Orzechowej, Jabłecznej i Krynickiej). Niektóre z zespołów są ukończone i kompletne, inne nie.
Ciekawym i chyba też charakterystycznym przypadkiem w wielu miejscach kompletnego, modernistycznego zespołu urbanistycznego PRL jest we Wrocławiu duże osiedle „Anna” należące do Spółdzielni Mieszkaniowej Wrocław-Południe. Zaprojektowane przez Miastoprojekt (zespół w składzie: inż. arch. Kazimierz Bieńkowski, Kierownik, inż. arch. Janusz Łowiński, inż. arch. Wacław Kamocki oraz inż. arch. Tadeusz Izbicki. [68]) osiedle powstawało w kilku etapach – od lat 60. do końca 70. i jest ulokowane mniej więcej między ulicami Swobodną na północy, Gwiaździstą na wschodzie, Szczęśliwą na południu i Zaporoską na zachodzie.
Na tym obszarze znajduje się wszystko, co charakterystyczne i dla postulatów ateńskich, i dla ich peerelowskiej interpretacji oraz wdrożeń.
Anatomia osiedla modernistycznego
Zaczynając od postaw, jest tu po pierwsze: radykalne, siłowe wręcz, wymazanie z miasta XIX-wiecznego układu kwartałowego; nie ma kwartałów – nie ma ortogonalnego układu i wyobrażalnej ciągłości ulic. Ulice są poszatkowane, pełne ślepych zaułków i sięgaczy, co z pewnością zaburza czytelność tej części miasta i nie ułatwia poruszania się wewnątrz osiedla. Ze względu na rezygnację z ciągłej, ortogonalnej siatki ulic są za to w wielu miejscach znakomicie doświetlone elewacje (chociaż niekoniecznie mieszkania); widać też zdecydowanie, i naturalnie w tej sytuacji, uspokojony charakter ruchu samochodowego w okolicach budynków mieszkalnych.
Po drugie, na tym ateńsko-modernistycznym osiedlu bywają nieprawdopodobne, jak na wcześniejsze i późniejsze standardy projektowania miast, przestrzenie między budynkami – odległości sięgające stu metrów (!) w ramach jednej kompozycji urbanistycznej. A zatem jest psychologiczny oddech i świetne przewietrzanie.
Po trzecie: jest zieleń – w niemal wszystkich wolnych przestrzeniach są albo trawniki z drzewami i krzewami, albo place zabaw dla dzieci, albo szkolne boiska.
Po czwarte: jest pełny wachlarz usług podstawowych, niezbędnych do życia przeciętnej rodzinie. Są szkoły, żłobki, przedszkola i pawilony handlowo-usługowe w promieniu maksymalnie 200-300 metrów od miejsc zamieszkania. W wielu budynkach mieszkalnych są także w pełni wyposażone klatki schodowe (będące, niestety, również klatkami w sensie psychologicznym) – ze zsypami na śmieci (na każdym piętrze, aby nie trzeba było wychodzić na dwór), piwnicami, strychami, suszarniami i innymi przestrzeniami wspólnymi wewnątrz budynków. W tej koncepcji urbanistyczno-architektonicznej zdecydowanie widać podstawowe założenie modernizmu, nie tylko ateńskiego zresztą: po pierwsze funkcjonalność.
Po piąte: mimo że jest to obszar śródmieścia (południowego), to w niemal każdym miejscu, gdzie mieszkają tu ludzie, jest cicho i spokojnie. I do tego wszystkiego zarówno budynki, jak tereny zielone, urządzenia rekreacyjne i cała infrastruktura, są w ogromnej większości bardzo zadbane, w przeciwieństwie do wyglądających na zapomniane przez cywilizację, ekstremalnie zaniedbanych, przedwojennych części śródmieścia Wrocławia (np. Przedmieścia Oławskiego, Ołbina). Przedstawionymi na fot. 1.1 i 1.2 zasobami zarządza ogromna spółdzielnia mieszkaniowa, posiadająca setkę budynków mieszkalnych, kilkanaście budynków użytkowych i kilkaset innych, drobnych obiektów. Osiedle Anna jest w teorii i praktyce wspólnym dobrem blisko dziesięciu tysięcy ludzi, zrzeszonych w samorządnej, relatywnie niezależnej od miejskich urzędników, strukturze wspólnotowej.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że – jak wspomniałem w pierwszej części tego artykułu – modernizm to nie tylko architektura i urbanistyka, ale także rewolucyjna koncepcja organizacji społecznej w mieście; szanowania indywidualności i wspierania wolności każdego mieszkańca, przy jednoczesnym korzystaniu z potencjału wspólnego działania aktywnych grup ludzi.
Bo, wedle modernistów, prawa jednostki i potrzeby społeczności powinny wzajemnie się przenikać i tworzyć nowe jakości.
Spółdzielczość mieszkaniowa
Spółdzielnie mieszkaniowe, które rozkwitły – również w Polsce – w okresie międzywojennym i po wojnie, były i są wyrazem tych właśnie modernistycznych idei. Dlatego też zresztą ruch spółdzielczy zawsze był, i jest również dziś, solą w oku wielkiego kapitału i innych sił, którym szczególnie zależy na hamowaniu rozwoju społeczeństwa samoorganizującego się. Choć trzeba przyznać, że Le Corbusiera i jego przyjaciół zasmuciłoby pewnie lub przynajmniej zdziwiło, że współcześnie aktywni, biorący udział w zebraniach i dyskusjach o wspólnej przestrzeni, ludzie stanowią – jak szacują władze wrocławskich spółdzielni mieszkaniowych – najczęściej od 2 do 5%, a nigdy więcej niż 10% wszystkich spółdzielców (informacja ustna, którą uzyskałem podczas rozmów z prezesami wrocławskich spółdzielni mieszkaniowych w 2015 roku).
Jasne jest, że wokół spółdzielni mieszkaniowych pojawia się w ostatnich latach wiele kontrowersji; formułowane są zarzuty do sposobu gospodarowania spółdzielczym mieniem, szczególnie naświetlane są skandale będące udziałem niektórych spółdzielczych zarządów i prezesów. Tym niemniej, akurat we Wrocławiu – jeśli gdzieś widać kompleksowo zadbaną, aktywnie zarządzaną, również otwartą dla wszystkich (!) przestrzeń publiczną między budynkami – to najczęściej właśnie na modernistycznych osiedlach spółdzielczych. Tego bardzo łatwo obserwowalnego faktu nie sposób nie dostrzec lub rzeczowo podważyć.
Ciąg dalszy nastąpi.
W następnych odcinkach:
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Co poszło nie tak w modernizmie, jak upadał i gdzie we Wrocławiu znaleźć upiorny pomiot jego bankructwa?
Fot. główna: jeden z placów zabaw na Śródmieściu Południowym, fot. Michał Dębek