Miłosz Cichuta: Organizujmy transport publiczny na peryferiach
Towarzystwo Benderowskie prowadzi projekt „Klimatyczny strażnik peryferii”. Projekt otrzymał wsparcie finansowe w ramach programu PROTEUS, prowadzonego przez Transatlantic Foundation, europejskie ramię The German Marshall Fund of the United States.
Projekt jest współfinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora(-ów) i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy Unii Europejskiej lub Europejskiej Agencji Wykonawczej ds. Edukacji i Kultury. Ani Unia Europejska, ani organ przyznający nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.
Do badania kwestii klimatycznych wybrano osiem gmin (do 20 tys.): gmina Jedlina-Zdrój, gmina Kamieniec Ząbkowicki, gmina Karpacz, gmina Malczyce, gmina Mirsk, gmina Szklarska Poręba, gmina Świeradów-Zdrój, gmina Walim.
Teraz aktywiści wspólnie z Miłoszem Cichutą (Akcja Miasto, Klub Sympatyków Kolei we Wrocławiu) przyjrzeli się stanowi transportu publicznego i możliwości poprawy sytuacji w badanych gminach.
Jak wygląda stan transportu publicznego na Dolnym Śląsku w obszarach peryferyjnych?
Miłosz Cichuta: Powiedziałbym, że jest źle, a nawet gorzej, niż można to sobie wyobrazić. W wielu gminach, w wielu gminach jakiś transport publiczny istnieje, tylko ale jest to na przykład jest to kilka kursów w ciągu doby, co w ogóle nie tworzy jakiejkolwiek oferty. Czasami komunikacja gminna jest po prostu udostępnionym osobom postronnym przewozem szkolnym, czyli gminy odblokowały możliwość przejazdu autobusami, które i tak jeżdżą, bo wożą dzieci.
Niestety komunikacja często nie zapewnia jakiejkolwiek alternatywy dla mieszkańców. Pamiętam cały czas powiat milicki, w którym uruchomiono autobusy jeżdżące w godzinach, które zupełnie nie odpowiadają podstawowym potrzebom, nie były w stanie dowieźć pasażerów do pracy czy uczniów do szkoły. Powstał dość dziwny twór, kilku linii, które jeżdżą dwa razy w ciągu doby.
Bywają gminy lepsze, bywają gminy gorsze, zasdadniczo , tym sytuacja jest lepsza, im większa jest miejscowość. Dobrze oceniam to, co dzieje się w Strzelinie, w tej gminie transport zbiorowy istnieje i jest rozwijany, jest też siatka podmiejska, także to cieszy. Szklarska Poręba organizuje połączenia i zwiększyła liczbę kursów po wnioskach Towarzystwa Benderowskiego w tej sprawie. To na pewno cieszy, natomiast do zrobienia jest bardzo, bardzo wiele.
Czytaj też: Jakub Nowotarski: Europejski Zielony Ład w transporcie to mocne stawianie na transport publiczny
Szklarska Poręba miała cztery kursy, później po wnioskach Towarzystwa zwiększyła ich liczbę do ośmiu, uruchomiła autobus także w weekendy i w święta i też przedłużyła kursy do kolejki. Czy jest zatem pole, by poprawiać transport publiczny w gminach i czy gminy są w stanie się jakoś przekonać do tego ruchu?
Jak najbardziej. Dużą szansą jest rozwój kolei na Dolnym Śląsku, dzięki temu można organizować połączenia, które zapewniają dojazd na pociąg: czy to do Wrocławia, czy to do miejscowości obok. Tworzy to dobrą alternatywę i dobrą szansę dla gmin do tego, by tworzyć transport zbiorowy. Za każdym razem, kiedy jestem w Strzelinie parking przy dworcu jest całkowicie zajęty. Mieszkańcy wykorzystują też do tego celu rampę towarową. Tych samochodów parkuje tam naprawdę wiele, do tego jeszcze zjeżdżają się z powiatu strzenickiego. Stacje kolejowe czy przystanki kolejowe są dobrymi generatorami ruchu, bo naprawdę dużo osób z takiej opcji przesiadki na pociąg korzysta i można w ten sposób uruchamiać połączenia
Problemem jest to, że gminy są bardzo zróżnicowane, zarówno pod względem swojego budżetu, jak i struktury przestrzennej. Z perspektywy gminy trudno jest efektywnie zarządzać transportem. Łatwiej jest kiedy gminy organizują się w większe związki, np. powiatowo-gminne,. I te związki lepiej są w stanie koordynować transport. Dobrym przykładem jest transport Grodziskim Związku Powiatowym w województwie mazowieckim.
Jedną z gmin, które badamy jest gmina Kamieniec Ząbkowicki, to też jest też duży węzeł kolejowy. Czy tam nie można by powiązać linii autobusowych z koleją?
Jak najbardziej, zresztą byłem w tym roku na dworcu w Kamieńcu. W okolicach dworca na jednej z ulic był rozkład jazdy: cztery pary dziennie, czyli naprawdę ubogo. Transport zbiorowy zdaje się prawie nie istnieć. Jeśli chodzi o infrastrukturę, na pewno przydałby się jakikolwiek sensowny przystanek, obecnie pasażer nie wie, co ze sobą zrobić jak wyjdzie z tego dworca.
Przyjechałem tam pociągiem i musiałem dojść 30-40 minut do pałacu Marianny Orańskiej, który jest bardzo promowany,bo jest to perła Dolnego Śląska. O ile spacer w stronę pałacu nie jest aż tak wymagający, bo jest raczej z górki, to w drugą stronę może to być problem dla osób o ograniczonej mobilności. Mamy do czynienia z dużą atrakcją turystyczną, do której nie ma żadnego sensownego dojazdu z pociągu.
Podobny przypadek to gmina Malczyce na popularnej linii Wrocław-Legnica, gdzie również można się pokusić o linie dowozowe do pociągu.
Jak najbardziej jest to wskazane, bo z tych połączeń kolejowych korzysta bardzo dużo osób. Byłby to dobry pomysł, żeby zorganizować komunikację skoordynowaną z odjazdami pociągów. To jest gmina, która według niektórych delimitacji już się znajduje w aglomeracji wrocławskiej.
Gmina Karpacz, gdzie niebawem wrócą pociągi, to przykład, gdzie komunikację miejską zapewnia powiat.
To w ogóle jest ciekawy przypadek, bo komunikację miejską zapewnia nie tylko powiat, ale również jest prywatny przewoźnik, który sam organizuje taką komunikację, co raczej się nie zdarza w Polsce. Zresztą doszło do spalenia autokaru tego przewoźnika, ponieważ lobby, taksówkarskie jest duże i były pewne napięcia. Faktycznie komunikacja powiatowa przewoźnika PKS Jelenia Góra, też tworzy w pewnym sensie komunikację miejską.
Na pewno Karpaczowi rozwój kolei oraz transportu miejskiego gminnego jest bardzo potrzebne. Byłem tam dwa lata temu i widziałem, jak bardzo to miasto jest zakorkowane. To miasto nie jest stworzone dla transportu samochodowego, zwłaszcza nie w takich ilościach, w jakich ludzie przyjeżdżają do Karpacza. Więc musi być alternatywa, by np. jechać pociągiem z Wrocławia do Karpacza, a potem autobusem do świątyni Wang czy pod wejście do Karkonoskiego Parku Narodowego. Miasto nie jest w stanie udźwignąć samochodów, które teraz tam jeżdżą, Karpacz jest bardzo popularnu. Wkońcu trzeba będzie coś zrobić problemem nadmiernej motoryzacji.
Był pomysł budowy tzw. północnej obwodnicy Karpacza.
Takie podejście raczej spowodowałoby wzrost liczby samochodów w samym Karpaczu, niż poprawiło tę sytuację, bo i tak samochody by w samym Karpaczu utykały w korkach.
W Mirsku i Świeradowie-Zdroju pociąg już wrócił. Jest też komunikacja miejska w Świeradowie: linia nr 1, która ma sześć połączeń dziennie, linia 2 i 3a mają jednak jedno połączenie dziennie a linia 3B dwa połączenia dziennie.
Burmistrz Świeradowa obiecywał transport publiczny, ale pytanie o jego zakres. Moim zdaniem linie, które mają poniżej 4 czy 5 kursów w systemach transportowych nie mają sensu. Tworzą w głowie człowieka wrażenie, że będzie mógł gdzieś dojechać, po czym okazuje się, że tylko jeden raz w ciągu dnia. Takie połączenie czasem wprowadza więcej zamieszania niż pożytku.
Istotne jest też, jak wygląda kwestia skomunikowania z pociągami, bo to jest kluczowa kwestia. Pamiętam, że jak uruchamiano strzelińską komunikację publiczną, to na rozkładach zaczęto zaznaczać kursy skomunikowane z pociągami. Była jednak też informacja, który autobus oczekuje na podróżnych z pociągu z Wrocławia o danej godzinie. To tworzy poczucie bezpieczeństwa, że nawet jeśli coś by się wydarzyło, to autobus zaczeka. Chociaż najwygodniejsza jest sytuacja, w której ten autobus kursuje często, np. co 15 minut. Wtedy niezależnie od tego, co się wydarzy, i tak można nim dojechać.
Czytaj też: Klimatyczny strażnik zielonej energii. Jak rozwija się OZE w gminach Dolnego Śląska?
Była też przez długi czas mowa o powrocie połączenia Świeradów-Szklarska Poręba. To wydawałoby się dosyć naturalnym połączeniem, ale były obaw w Szklarskiej Porębie, że turyści pojadą do Świeradowa-Zdroju
Gdyby turyści chcieliby pojechać do Świeradowa-Zdroju, to po prostu pojechaliby do Świeradowa-Zdroju i wydaje mi się to być nietrafiony argument. Rozwój transportu powoduje to dobrą alternatywę, bo zwiększa potencjał turystyczny regionu i możliwość wycieczek łączących oba miejsca.
Mamy też przykład gmin Jedlina-Zdrój i Walim, gdzie linia numer 5 do Jedliny, Jugowic i Walimia jest częścią związku komunikacyjnego Wałbrzycha.
Gminy w okolicach Wałbrzycha są całkiem dobrym przykładem, miałem okazję jeździć do Jedliny i Głuszycy z Wałbrzycha. Transport jest zorganizowany w formie jednego systemu, to bardzo pozytywny aspekt. 29 kursów do Jedliny-Zdroju to jest dobra oferta, na polskie warunki.
Dziennie mamy 13 kursów, ale w soboty i w niedzielę mamy tylko pięć kursów dziennie.
Z jednej strony faktycznie te potrzeby transportowe mieszkańców maleją w weekend, natomiast nadal mają potrzeby bytowe w postaci zrobienia zakupów czy potrzeby społeczne, jak spotkanie się ze znajomymi w mieście, jak potrzeby kulturalne, czyli np. wybranie się do kina, do teatru.
Obcinanie połowy kursów czy dwóch trzecich kursów nie wpływa pozytywnie na to, że ludzie będą korzystać z tego transportu zbiorowego i na spadek liczby aut na drogach. Jeśli mamy pięć kursów w ciągu dnia, nie możemy swobodnie wybrać godziny, w której chcemy wrócić autobusem.
Natomiast oczywiście osobną kwestią są też finanse i organizacja transportu na wyższym szczeblu niż sama gmina. Gminy mają mniejsze możliwości finansowe i bardzo dużo zadań. Natomiast już powiaty tych zadań mają mniej i obejmują większe obszary. Więc z perspektywy transportowej to powiaty czy związki powiatowo-gminne, to najlepsze formy tworzenia transportu. Takie związki mają zdecydowanie większe możliwości nie tylko finansowe, ale też organizacyjne, strukturalne. Na większym obszarze połączenia łatwiej zorganizować z większą częstotliwością. Do tego pewno potrzeba nam reformy ustawy o publicznym transporcie zbiorowym.
Czytaj też: Budżety obywatelskie w gminach Dolnego Śląska. Partycypacja dla klimatu