Urząd czy obywatele – kto decyduje o Wrocławiu?
Niska frekwencja w wyborach do Rad Osiedla, które dla wielu z nas pozostają anonimowym i niezrozumiałym tworem. Burzliwe dyskusje i walka o głosy w ramach Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego. Życie lokalne wrocławian nie jest pozbawione kontrastów. Co powinno zrobić miasto, aby stworzyć warunki sprzyjające partycypacji? O tym, kto decyduje we Wrocławiu, rozmawiano podczas siódmego i ostatniego spotkania z cyklu „Razem o Wrocławiu”, organizowanego przez wrocławski okręg Partii Razem.
Andrzej Chałupniak
Rada Osiedla – potrzebne zmiany prawne i mentalnościowe
Jak wspomniała prowadząca spotkanie Magdalena Owczarek z partii Razem, w ostatnich wyborach do Rad Osiedli niecałe 9% mieszkańców i mieszkanek zdecydowało się pójść do urn i oddać swój głos. Radny osiedla Psie Pole-Zawidawie i działacz partii Razem Tadeusz Mincer podkreślił, że Rady Osiedla mają ogromny, ale niewykorzystany potencjał. Problem leży zarówno po stronie miasta, które nie daje radom wystarczających kompetencji, jak i radnych, którzy nie angażują się w sprawy lokalne.
Joanna Klima, członkini Akcji Miasto i liderka Serca Szczepina, zaznaczyła, że niska frekwencja działa demotywująco. Znane są przypadki, w których zebranie kilkunastu głosów od sąsiadów wystarczało do zdobycia mandatu radnego osiedla. Spory odsetek radnych to osoby ponownie wybierane na tę funkcję, ale nadal niezaangażowane w sprawy swoich osiedli.
Zdaniem Bartłomieja Świerczewskiego, dyrektora Biura ds. Partycypacji Społecznej Urzędu Miejskiego Wrocławia, niska frekwencja w wyborach do Rad Osiedli to wypadkowa terminu przeprowadzania wyborów i struktury wrocławskich osiedli. Jako przykład podał Kraków podzielony na 18 dzielnic, gdzie wybory do Rady Dzielnic odbywają się w tym samym dniu, co wybory samorządowe. W 2014 roku frekwencja w Krakowie wyniosła niemal 40%.
Wszyscy rozmówcy byli zgodni co do potrzeby reformy Rad Osiedli tak, by organy te miały większą sprawczość.
– Radni osiedlowi często muszą opiniować różne projekty, ale to miasto podejmuje ostateczną decyzję i wielokrotnie działo się tak, że była ona w sprzeczności z głosem radnych osiedlowych – wspominał Tadeusz Mincer.
Jak się okazuje, prace nad nową wizją Rad Osiedli już trwają.
– Cztery lata temu przeprowadziliśmy badania w ramach Analizy Funkcjonalnej Osiedli. Wyniki były bardzo inspirujące i na ich podstawie rozpoczęliśmy konsultacje dotyczące roli i kompetencji Rad Osiedli. Konkretne pomysły na zmiany chcielibyśmy ogłosić w październiku – wyjaśniał Bartłomiej Świerczewski.
Czy istnieje przepis na „idealną” Radę Osiedla? Joanna Klima wspomniała, że najważniejsze są chęci i zaangażowanie w sprawy osiedla. Długo miałam wrażenie, że nie mam wpływu na to, co dzieje się na moim osiedlu. Założyliśmy grupę nieformalną – „Serce Szczepina”, która wzięła na siebie ciężar aktywizowania mieszkańców. Organizujemy wydarzenia kulturalne, edukacyjne, pchli targ. De facto przejęliśmy rolę Rady Osiedla; nierzadko zdarza się, że mieszkańcy nas z nią mylą – wyjaśniała.
Narzędzia dyscyplinujące i transparentność to kolejny pomysł na przybliżenie Rad Osiedli mieszkańcom. Nadodrze i Szczepin transmitują spotkania Rad Osiedli na żywo, co początkowo było kontrowersyjne, ale zdecydowanie zwiększa transparentność. Radni dotychczas czuli się bezkarni, na szczęście inni radni biorą sprawy w swoje ręce. Wierzę, że już niebawem inne osiedla wezmą z nas przykład – podkreśliła Joanna Klima.
– Problemem jest również status radnych osiedlowych – oczekuje się od nich pełnej dyspozycyjności i aktywności tak, jakby byli pracownikami. Tymczasem dla zdecydowanej większości radnych aktywność na osiedlu to zajęcie wykonywane w czasie wolnym. Rozwiązaniem mogłaby być częściowa profesjonalizacja poprzez zatrudnienie pracownika administracyjnego, który wziąłby na siebie ciężar przygotowywania dokumentów, wysyłania pism itp. – wyjaśniał Tadeusz Mincer.
W wyborach do Rad Osiedli w 2017 wystartowało wielu miejskich aktywistów, którzy z sukcesem zasiedli w radach wrocławskich osiedli. Szacuje się, że około 150 radnych (na 800) to miejscy aktywiści i liderzy projektów WBO. To duża szansa dla Wrocławia, ponieważ wielu z tych radnych to osoby bardzo utalentowane i znające miasto – mówił Bartłomiej Świerczewski. Warto jednak mieć na uwadze, że obecna sytuacja w radach osiedli wytworzyła specyficzny konflikt pomiędzy „starymi” a „nowymi” radnymi – uzupełnił Tadeusz Mincer.
Partycypacja a transparentność
Nie ulega wątpliwości, że warunkiem włączenia się mieszkańców w życie miasta jest transparentność Urzędu. Pomysły, działania i decyzje władz powinny być komunikowane w sposób przejrzysty i zrozumiały dla każdego mieszkańca, niezależnie od poziomu wykształcenia czy kapitału kulturowego.
Uczestnicy spotkania zwrócili uwagę, że na poziomie formalnym Wrocław dobrze wywiązuje się z obowiązku informowania mieszkańców o swoich działaniach. Zarówno Biuletyn Informacji Publicznej, jak i strona internetowa miasta są regularnie aktualizowane. Organizowane są konsultacje społeczne i spotkania z mieszkańcami. Czy mamy do czynienia z sytuacją idealną? Z pewnością nie.
– Transparentność w mieście formalnie jest, ale proces dotarcia do określonej informacji jest skomplikowany. Wymaga czasu, zaangażowania i kompetencji intelektualnych. Sposób redagowania informacji zmienia się na plus, ale nadal nie są one łatwe w odbiorze dla większości mieszkańców – stwierdził Tadeusz Mincer.
Z kolei Joanna Klima dodała, że miasto ujawnia swoje plany i decyzje głównie dzięki presji aktywistów i mieszkańców.
Bartłomiej Świerczewski uważa, że jeszcze przez wiele lat będziemy musieli mieć do czynienia z dokumentacją trudną do zrozumienia dla przeciętnego obywatela i obywatelki, co wynika z regulacji prawnych czy specyfiki dokumentów planistycznych. Podkreślił on również kluczową rolę cyfryzacji w budowaniu miasta transparentnego.
– Informatyzacja w samorządzie Wrocławia rozpoczęła się około 15 lat temu. Oznacza to, że wszelkie dokumenty stworzone wcześniej nie były przechowywane i przetwarzane w formie elektronicznej, a analogowej. Można powiedzieć, że za każdym dokumentem udostępnionym w Internecie stoi człowiek, który ten dokument musiał odpowiednio przystosować – wyjaśniał.
Spotkanie cieszyło się bardzo dużym zaangażowaniem publiczności, która chętnie odnosiła się do wypowiedzi panelistów, dzieląc się swoimi osobistymi doświadczeniami. Szczególnie cenny był głos pracowniczki Urzędu Miejskiego Wrocławia. Zwróciła ona uwagę na negatywną atmosferę pracy we wrocławskim magistracie, niską motywację urzędników i urzędniczek, a także hierarchiczne zarządzanie.
– Jeżeli szeregowi urzędnicy pracujący w UM nie czują, że mają wpływ na swoją pracę, to tym bardziej swojej sprawczości nie będą widzieć mieszkańcy Wrocławia. Większość urzędników nie lubi swojej pracy, czuje się niepotrzebna, panuje relikt hierarchicznego zarządzania, w którym dyrektorzy departamentów decydują o wszystkim i niczego nie konsultują – stwierdziła.
Uczestnicy spotkania przyznali, że mają dobre doświadczenia w pracy z urzędnikami – przy czym zaznaczyli, że wszystko zależy od stopnia przygotowania petenta i posiadanej przez niego wiedzy. O wiele ciężej jest załatwić sprawę w urzędzie tym, którzy do końca nie wiedzą, do kogo się skierować, jak przygotować wymaganą dokumentację itd. Bartłomiej Świerczewski zadeklarował, że w kierowanym przez niego Biurze ds. Partycypacji Społecznej pracownicy są szanowani i angażują się w pracę.
O czasie wolnym, jako ważnym czynniku umożliwiającym włączanie mieszkańców w partycypację, wspomniał Iwo Augustyński, członek partii Razem:
– Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych narodów Europy. Uczestnictwo w debatach, konsultacjach społecznych, czy też zgłaszanie własnych projektów do WBO wymaga czasu wolnego i sporego zaangażowania intelektualnego. Wielu ludzi, ze względu na przepracowanie, jest wyczerpanych psychicznie i fizycznie, dlatego nie angażują się w życie miasta.
Wrocławski Budżet Obywatelski – sukces aktywistów czy „koszmar partycypacji”?
Popularność zorganizowanego po raz pierwszy w 2013 roku budżetu partycypacyjnego konsekwentnie rośnie. Mieszkańcy i mieszkanki Wrocławia identyfikują się z projektami realizowanymi w ramach WBO, widząc w nich bezpośredni sposób na podniesienie jakości życia w mieście.
W 2018 roku na budżet partycypacyjny zostanie przeznaczone 25 mln złotych. Większość aktywistów postuluje, by kwotę tę w kolejnych latach podnosić. Czy słusznym wydaje się być pomysł przekazania całego budżetu miasta Wrocławia pod głosowanie mieszkańców?
Optymistycznie o pomyśle wypowiedziała się Joanna Klima, zwracając uwagę, że obecnie tworzy się wiele wartościowych pomysłów w ramach WBO, które nie mają szans na realizację ze względu na niewystarczające środki finansowe i konkurencję w głosowaniu. Bartłomiej Świerczewski zaznaczył jednak, że zastępowanie budżetu miasta budżetem obywatelskim to zagrożenie dla projektów społecznych, które wśród wrocławian nie są popularne lub nie są oni świadomi, że wydatki na takie cele ponoszone są przez miasto.
– Wybieranie między nowym placem zabaw a finansowaniem pomocy społecznej byłoby bardzo kontrowersyjne. Dlatego WBO nie może obejmować całego budżetu miasta Wrocławia – podkreślił Bartłomiej Świerczewski.
Tadeusz Mincer przytoczył przykład książki „Koszmar Partycypacji” autorstwa Markusa Miessena – niemieckiego architekta i konsultanta do spraw przestrzeni. Opisuje on, jak władza potrafi wykorzystać mechanizmy partycypacji do stwarzania iluzji, jakoby to mieszkańcy mieli realny wpływ na zmiany w swoim mieście.
Bartłomiej Świerczewski przyznał, że celem WBO jest kreowanie liderów, przed którymi stoi wyzwanie zbudowania zespołu zaangażowanego w daną sprawę i skuteczne przeprowadzenie projektu od wygenerowania pomysłu aż po wygraną w głosowaniu. Biorąc pod uwagę aktywizującą rolę WBO, niezwykle ważnym wydaje się stworzenie takich mechanizmów i narzędzi, które będą włączały jak największą liczbę mieszkańców w zgłaszanie własnych projektów. Tadeusz Mincer zwrócił uwagę na liczne kompetencje, które lider WBO musi posiadać – od umiejętności zaplanowania budżetu i napisania projektu aż po stworzenie materiałów promocyjnych, takich jak ulotki i plakaty.
– Dla niektórych to nie jest takie oczywiste. Teoretycznie można postrzegać to jako cel WBO, by selekcjonował ludzi. Wydaje mi się, że powinny istnieć mechanizmy rozwoju tych kompetencji, aby jak najwięcej mieszkańców nauczyło się to robić. Sednem WBO nie jest nowy trawnik, tylko zaangażowanie mieszkańców i zdobyta wiedza – powiedział Tadeusz Mincer.
Jak się okazuje, przyszłość WBO stoi pod znakiem zapytania, co wynika m. in. z wprowadzonej ustawy z dnia 11 stycznia 2018, teoretycznie w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych. Ustawa ta czyni budżety obywatelskie obligatoryjnymi, definiując szczegółowo sposób ich organizowania i głosowania. Oznacza to, że miasta pozbawione zostają możliwości testowania alternatywnych form partycypacji. Bartłomiej Świerczewski podał przykład Dąbrowy Górniczej, gdzie budżet obywatelski opiera się na konsultacjach społecznych zamiast głosowania – ma to na celu wzmocnienie współpracy mieszkańców, orientację na problemy, które należy rozwiązać, a nie na rywalizację pomiędzy liderami projektów.
Podczas spotkania zarówno zaproszonym gościom, jak i publiczności nie udało się znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na zadane w tytule pytanie „Kto decyduje o Wrocławiu?”. Nie ulega jednak wątpliwości, że bardzo wiele pracy ma do wykonania Wrocław, przed którym stoi zadanie stworzenia klimatu, narzędzi i procedur sprzyjających partycypacji, włączających mieszkańców i mieszkanki w procesy decyzyjne.
Zdjęcie wyróżniające: Tymon Rzewuski