Brakujące ogniwo. O pl. Społecznym we Wrocławiu
Zapraszamy do lektury tekstu Adama Wierszunia z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia o placu Społecznym we Wrocławiu – krótkiej historii tego miejsca, jego największych wadach i pomysłach na odbudowę.
Tzw. plac Społeczny we Wrocławiu nie należy do najbardziej reprezentacyjnych zakątków na mapie Wrocławia. Miejsce, które niegdyś tętniło życiem i było godnym łącznikiem pomiędzy starówką oraz monumentalnym Mostem Cesarskim (dzisiejszym Grunwaldzkim) zamienione zostało w posępny plac manewrowy dla kierowców usiłujących przebić się na drugą stronę miasta. Od kilku lat magistrat stara się przywrócić tej przestrzeni należny jej blask. Ale póki co, bez rezultatu.
Wojna zepsuła, co zaczął Bonaparte
Obszar nazywany dzisiaj Placem Społecznym przed drugą wojną światową miał zupełnie inny charakter niż dzisiaj. W 1807 r., po udanej kampanii wojskowej i zdobyciu Śląska, Hieronim Bonaparte (brat słynnego francuskiego przywódcy) wydał kluczowy z punktu widzenia historii rozwoju przestrzennego Wrocławia rozkaz zburzenia murów obronnych. Niespełna sto lat po tym wydarzeniu tereny będące wcześniej areną bitew zamieniły się w luksusową dzielnicę, łączącą Stare Miasto z intensywnie rozwijającym się terenem współczesnego Placu Grunwaldzkiego (oraz znajdującymi się jeszcze dalej na wschód terenami wystawowymi z Halą Stulecia w roli głównej).
Dodatkowy prestiż zapewniała reprezentacyjna miejska arteria zwieńczona Mostem Cesarskim (współczesny Grunwaldzki), jedną z najbardziej monumentalnych budowli tego okresu. Rangę okolicy podnosiła obecność Zarządu Prowincji Śląskiej (obecnie Muzeum Narodowe) oraz monumentalnego pomnika architektury nazistowskiej, współczesnego Urzędu Wojewódzkiego. Budowano go w latach 1939-45, a jego zadaniem było rzucać cień na siedzibę lokalnego parlamentu, ukazując w ten sposób potęgę i siłę centralnej władzy znajdującej się w Berlinie.
Druga wojna światowa nie była łaskawa dla Placu Społecznego. Na skutek ciężkich walk o Festung Breslau większa część zabudowy uległa zagładzie, a reprezentacyjna dzielnica zamieniła się w gruzowisko. Co prawda udało się uratować dwa najbardziej wartościowe budynki (Urząd Wojewódzki zaczął reprezentować inną narzuconą siłą władzę, a budynek Zarządu Prowincji Śląskiej zastąpiło Muzeum Narodowe), jednak charakter placu został całkowicie zaprzepaszczony. Kwartały kamienic zastąpione zostały przeraźliwie pustymi przestrzeniami, ubytki pojawiły się również przy przylegających ulicach, gdzie kamienice zaczęły straszyć gołymi ścianami. Jedynym optymistycznym akcentem było wesołe miasteczko, które korzystając z wolnej przestrzeni zaczęło regularnie gościć w tej okolicy zapewniając rozrywkę wrocławianom. Niestety, w takich okolicznościach optymizm zamieniał się w groteskę.
Pustka na placu za czasu PRL
Taki stan rzeczy nie zmieniał się przez kolejnych niemal 40 lat. Dlaczego ówczesne władze nie zdecydowały się na zabudowę tak atrakcyjnej działki? Powód był niezwykle prozaiczny, czyli brak pieniędzy. W obliczu niewielkich zasobów władze musiały priorytezować poszczególne etapy odbudowy miasta. Najważniejsza była naturalnie odbudowa historycznego centrum, które miało wyraźnie nawiązywać do czasów książąt piastowskich oraz być żywym dowodem na to, że stolica Dolnego Śląska w gruncie rzeczy nigdy nie przestała być polską metropolią. Biorąc pod uwagę ten kontekst polityczny, odbudowa dzielnicy charakterystycznej dla niemieckiego miasta byłaby wręcz szkodliwa. Ponadto, w pierwszych latach po wojnie zasoby mieszkaniowe Wrocławia były aż nadto wystarczające, stąd władze mogły skupiać się na innych zadaniach.
W połowie lat 80. władze postanowiły rozwiązać problem pustych parceli w centrum miasta i zamienić go w plac manewrowy, mający na celu usprawnić komunikację wewnątrz miasta. Biorąc pod uwagę ówczesne trendy, koncepcja była nowoczesna i całkiem dobrze przemyślana. Szerokie przejścia podziemne zapewniały bezkolizyjny ruch pieszych, zaś problem dostępności dla niepełnosprawnych rozwiązano długimi zejściami charakteryzującymi się niskim kątem nachylenia. Powstały nowe szerokie drogi wraz z estakadami zapewniającymi bezkolizyjną możliwość skrętu w lewo. Co ważne, nie zapomniano o komunikacji zbiorowej. Powstały wydzielone torowiska tramwajowe pozwalające sprawnie przedostać się z centrum historycznego do centrum akademickiego.
Nowy układ znacząco poprawił stopień skomunikowania Placu Grunwaldzkiego, zaś szerokie arterie nieźle obsługiwały ruch samochodowy i zapewniały wysoką przepustowość dróg. Na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że oto we Wrocławiu powstał węzeł drogowy godny amerykańskiego miasta. Jedyną ofiarą stała się wyrwa centrum miasta, jednak biorąc pod uwagę jej wcześniejszy los, niewielka była to strata.
Czas pokazał słabość Placu Społecznego
Niestety, to, co w momencie powstania zdaje się być dobrym rozwiązaniem, nie zawsze jest w stanie przetrwać próbę czasu. Wraz z upadkiem reżimu komunistycznego oraz stopniowym bogaceniem się społeczeństwa znacząco zwiększyła się liczba aut na ulicach Wrocławia. W roku 1984 liczba zarejestrowanych w Polsce samochodów wynosiła 3,4 mln. Zaledwie 30 lat później, w 2014 r. liczba ta zwiększyła się do 20 mln (źródło: GUS). Prosta analiza tych danych pozwala zrozumieć, że średnio na każdy jeden samochód jeżdżący po Wrocławiu w 1984 r. przypada blisko sześć aut w roku 2014. Tak szalone tempo wzrostu liczby aut na ulicach musiało doprowadzić do ograniczenia ich przepustowości oraz w konsekwencji powstawania zatorów drogowych. Oczywiście, problem nie stał się widoczny z dnia na dzień. Liczba aut we Wrocławiu zwiększa się regularnie od dziesięcioleci, co w końcu zmusiło magistrat do reakcji.
Z początku sięgano po najprostsze i najbardziej logiczne rozwiązanie: poszerzano ulice, aby były one w stanie przyjąć kolejne auta. Niestety, wraz z mijającym czasem poszerzane arterie okazywały się niewystarczające, a chwilowo opanowane korki powracają ze zdwojoną siłą. Plac Społeczny jest doskonałym przykładem tego typu akcji i reakcji. Zaplanowany jako doskonały węzeł komunikacyjny mający na celu rozładować ruch i usprawnić komunikację, sam zamienił się w generator korków. Mimo szerokich pasów kierowcy tracą tam długie minuty, oczekując na przedostanie się na drugą stronę placu, który wbrew pierwotnym założeniom sam stał się przeszkodą. Stosując dotychczasową logikę oczywistym rozwiązaniem wydawałoby się poszerzenie pasów lub budowa alternatywnych dróg. Warto jednak w tym momencie zatrzymać się na chwilę: czy takie rozwiązanie nie jest przypadkiem leczeniem objawów? Rozbudowa infrastruktury drogowej zachęca mieszkańców do korzystania z samochodów, co z kolei sprawia, że liczba aut wzrasta, czego konsekwencją są jeszcze większe korki. Cykl może powtórzyć się raz, kilka razy, ale zawsze trafi na przeszkodę, jaką jest ograniczona ilość przestrzeni w mieście.
Plac jak cień w czułym punkcie Wrocławia
Nie da się w nieskończoność udrażniać dróg, ponieważ ogranicza je urbanistyczny porządek oraz zabudowa. Czy jest w takim razie sens przeznaczać wartościową przestrzeń w centrum na walkę z wiatrakami? Zwłaszcza, że w trakcie ostatnich 30 lat zmieniło się we Wrocławiu o wiele więcej niż liczba zarejestrowanych samochodów. Wolny rynek oraz idąca za tym swoboda handlu zaowocowała bogatym rozwojem sektora usługowego. Centrum miasta przestało być jedynie zbiorem zabytkowych budowli, stało się atrakcyjną przestrzenią przyciągającą spore ilości mieszkańców oraz turystów. Po kilku pierwszych latach nastąpiło przesycenie obszaru ścisłego centrum: nowe atrakcyjne sklepy i lokale zaczęły pojawiać się w miejscach, które dotychczasowo pełniły jedynie funkcję mieszkalną lub transportową. Dwa największe takie generatory ruchu w dzisiejszym Wrocławiu to właśnie Stare Miasto oraz rejon Placu Grunwaldzkiego. Oba punkty zdają się być wyspami, które powoli zbliżają się do siebie, jednak trafiają na przeszkodę w postaci Placu Społecznego, który stanowi wyjątkowo nieatrakcyjną przestrzeń. Dlaczego nieatrakcyjną? Ciemne przejścia podziemne powszechnie uważane są za niebezpieczne, brak ścisłej zabudowy utrudnia powstawanie kolejnych punktów usługowych, a hałas generowany przez przejeżdżające w ogromnych ilościach pojazdy jest na dłuższą metę nie do zniesienia.
Idą zmiany na lepsze?
Mimo niekorzystnych warunków, powstało na Placu Społecznym miejsce, które pokazuje jak wielka jest potrzeba zagospodarowania tej przestrzeni. Jest to klub „Plac Społeczny Przestrzeń Kreatywna”. Ulokowany w ciasnym lokalu przy przejściu podziemnym przyciągał latem spore grupy klientów, którzy byli w stanie przeboleć pozostałe niedogodności.
Czy w takim razie, porównując niewydolne rozwiązanie komunikacyjne oraz nową rolę tej części miasta, która jest jej nadawana oddolnie przez mieszkańców, nie byłoby lepiej przyspieszyć procesu zmiany i doprowadzić do połączenia dwóch atrakcyjnych przestrzeni miejskich? Zwłaszcza, że ziejące pustką tereny, które przez dekady były wielką słabością miasta, teraz mają możliwość stać się jego wielką zaletą. Niezagospodarowany teren Placu Społecznego daje bowiem możliwość stworzenia od zera nowej dzielnicy Wrocławia, która mogłaby zmienić sposób, w jaki postrzegana jest stolica Dolnego Śląska.
Z potrzeby zmiany zdaje sobie sprawę również magistrat. Pierwszym ważnym momentem był rok 2007, gdy zorganizowany został konkurs urbanistyczny na stworzenie koncepcji na to, jak docelowo miałby wyglądać Plac Społeczny. Biura projektowe z całego świata przygotowały swoje koncepcje, które miały posłużyć za bazę w procesie tworzenia nowego lokalnego planu zagospodarowania przestrzennego. Wszystkie pomysły, mimo że różniły się między sobą, miały jeden wspólny mianownik: zakładały ograniczenie roli węzła drogowego na rzecz odbudowy tkanki miejskiej. Miała ona stać się przyjazna dla pieszych poprzez znaczne ograniczenie ruchu drogowego oraz stworzenie szerokich, zielonych alei.
W konkursie zwyciężyła pracownia Gottesman Szmelcman Architecture Sarl z Paryża. Jej projekt nawiązywał do przedwojennej przestrzeni urbanistycznej oraz zakładał stworzenie gęsto zaludnionej strefy mieszkaniowej złagodzonej przez dużą ilość zieleni miejskiej. Zdemontowane miałyby być estakady oraz zlikwidowane przejście podziemne. Jeżeli chodzi o nowe rozwiązania drogowe, pojawić miałoby się rondo oraz podziemny tunel przekierowujący ruch od Mostu Pokoju aż po ul. Pułaskiego. Dalekosiężną konsekwencją tego posunięcia miałoby być również zmniejszenie ruchu na ul. Kazimierza Wielkiego. Przedstawione rozwiązanie miało bardzo dużo zalet i jedną, ale niestety wielką wadę: koszt. Budowa podziemnego tunelu samochodowego wymaga ogromnych nakładów finansowych, co niosło za sobą ogromne ryzyko odłożenia inwestycji do czasu, gdy pozwoli na to budżet. Czyli na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Najważniejszym owocem konkursu było uchwalenie nowego planu zagospodarowania przestrzennego w 2010 r. Urzędnicy z Biura Rozwoju Wrocławia pracując nad nim, czerpali pełnymi garściami z prac przygotowanych przez profesjonalistów. Większość rozwiązań została żywcem przeniesiona ze zwycięskiego projektu (łącznie z podziemnym tunelem). Dodany został nowy plac (nieco mniejszy niż Plac Solny), który miałby się znajdować w centralnym punkcie nowej dzielnicy i pełnić rolę lokalnego rynku. Warto zauważyć, że urzędnicy w czasie planowania zwracali uwagę na to, aby nowa dzielnica uniknęła losu warszawskiego Służewca, a mianowicie nie została ściśle zabudowana przez biurowce i nie stała się korporacyjnym „Mordorem”. Fakt, że MPZP zakłada budowę wielu budynków mieszkalno-usługowych miał na celu sprawić że dzielnica cieszyłaby się ożywionym ruchem przez cały dzień, a nie tylko w godzinach pracy. Racjonalna jest również wysokość planowanych budynków: najwyższy z nich miałby mieć 80 m, przy czym byłby zlokalizowany przy nadodrzańskim bulwarze. Budynki w centralnej części placu miałyby wysokość typową dla lokalnej mieszczańskiej zabudowy (20-30 m).
Plac Społeczny czeka na swoją szansę
Niestety, wspomniane wcześniej ryzyko urealniło się, na skutek czego do dzisiaj Plac Społeczny nie doczekał się zmian na plus. Jedyne prace budowlane, które miały tam miejsce, dotyczyły remontu wschodniej estakady. Mimo że ich los jest już przesądzony, prace musiały zostać przeprowadzone z uwagi na stan techniczny obiektu – w każdej chwili groził on katastrofą. Urzędnicy otwarcie mówią o tym, że data rozpoczęcia przebudowy nie jest znana. Pewne jest to, że potrwa ona co najmniej kilka lat. O ile można zrozumieć, że przeprowadzenie tak złożonej operacji jak budowa nowej dzielnicy w centrum wymaga sporo czasu, o tyle brak konkretnej daty początku inwestycji jest wielką porażką władz miasta. Aby przyspieszyć proces odzyskiwania przestrzeni miejskiej, należałoby jak najszybciej ustalić konkretną datę rozpoczęcia projektu oraz jego zakończenia. Inwestycja wymagałaby wysokich nakładów finansowych, jednak niezbędne środki można by było uzyskać sprzedając deweloperom poszczególne działki. Z uwagi na niezwykle atrakcyjną lokalizację ceny z pewnością byłyby rekordowe i pozwoliłyby na pokrycie kosztów przygotowawczych.
Dziś Plac Społeczny jest niechlubnym punktem na mapie Wrocławia. Najgorsze przy tym jest to, że nie wiadomo kiedy ten stan rzeczy ulegnie zmianie. Możemy mieć tylko nadzieję, że korzystna sytuacja na rynku nieruchomości oraz skuteczny lobbing mieszkańców wpłyną motywująco na osoby odpowiedzialne za przyszłość lokalnej tkanki miejskiej i już niedługo doczekamy się nowej dzielnicy, która ostatecznie ukształtuje charakter centrum stolicy Dolnego Śląska.
Adam Wierszuń
Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia
Plac Społeczny – bolesna wyrwa w ścisłym centrum Wrocławia:
***
Fot. geoportal.wroclaw.pl.
Tekst i zdjęcie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Użycie niekomercyjne – Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.
Napisze nieco „niepoprawnie” z punktu widzenia dzisiejszych „architektów”, ale myślę, że w tym miejscu należałoby przywrócić historyczną zabudowę tego miejsca, tzn. sprzed 1945 roku, fragment „tożsamości” tego miasta niż budować/kopiować kolejne wieżowce lub inne „dziwne” budowle na modłę „zachodnią”.